poniedziałek, 29 grudnia 2014

Bolt w BUWie

Na terenie Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego działa ekipa ludzi, która od pewnego czasu organizuje spotkania z Bolt Action. W poświąteczną niedzielę, 28 grudnia stawiłem się na posterunku by gromić legiony jankesów. Kontakt do nich można złapać na forum: BoltAction.pl
 Zagraliśmy po dwie bitwy z planowanych trzech, bez spinania i pośpiechu a i tak zeszło się do osiemnastej. Miałem rzadką okazję dostać łomot od najtwardszych luchadorów Ameryki, turbo wymiatacze weterani po dwa ataki każdy. Pierwszy raz w życiu widziałem by ktoś bez mrugnięcia oka rzucił się do walki wręcz na duży oddział japońców, by po chwili go wybić do nogi. Zagwozdką są dla mnie czołgi, grając selektorem na Guadalcanal, nie bardzo mam czym te cholerstwa zdejmować. Jak widzę Shermana to panikuję. Teren nie pozwalał na bezkarne skradanie się, więc ile sił w nogach puściłem w szaleńczej szarży większy z oddziałów, licząc na to że wtłuką maszynie. Z piętnastu ludków dobiegło trzech, to trochę za mało by mierzyć się z tą cholerną, plującą ołowiem górą żelaza. Zaliczyli po drodze kilka konkretniejszych trafień tak od ognia karabinów pojazdu, jak i czających się w bambusowym lesie żołnierzy przeciwnika. Zakończyłem bitwę z samotnym kapitanem, tym na koniu, błąkającym się bez większego sensu po polu. Amerykanie przedarli się do mojej strefy rozstawienia, masakra... co za masakra...

  W drugiej bitwie, którą przyszło mi stoczyć tego dnia, nadziałem się na USMC wystawionych według selektora na Iwo Jimę. Celem gry było przechwycenie i kontrolowanie trzech znaczników, znajdujących się na środkowej linii stołu.
Tym razem miałem przewagę w broni pancernej, Chi-ha w paski dzielnie sobie poczynał i nawet kilka razy celnie przyłożył z haubicy. Pierwszy z punktów przejąłem na samym początku i dzięki względnie oszczędnemu nalotowi, udało mi się go do końca utrzymać. O środkowy toczyły się boje do samego końca, kilkukrotnie przechodził z rąk do rąk, buchały płomienie a snajperzy z obu stron dobijali rannych. W finale amerykańscy inżynierowie, podwiezieni na pace ciężarówki, przełażąc przez domek zajęli punkt, ale i oni polegli w starciu z masą zółtych kurdupli. Zdobywanie trzeciego znacznika odpuściłem na samym początku.
Grało się fajnie, z przyjemnością pojawię się na podobnych weekendowych imprezach.

2 komentarze: