wtorek, 30 grudnia 2014

IJA na wiki czyli spis szpeju

Jakiś czas temu wygrzebałem na Wikipedii ciekawe zestawienie, listę japońskiego ekwipunku używanego w latach 1937-1945. Jest co poczytać. Przez chwilę miałem szalony pomysł by przeklikać całość składając do wiki-książki ale siły mnie opuściły... może kiedyś. Banzai!!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Bolt w BUWie

Na terenie Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego działa ekipa ludzi, która od pewnego czasu organizuje spotkania z Bolt Action. W poświąteczną niedzielę, 28 grudnia stawiłem się na posterunku by gromić legiony jankesów. Kontakt do nich można złapać na forum: BoltAction.pl
 Zagraliśmy po dwie bitwy z planowanych trzech, bez spinania i pośpiechu a i tak zeszło się do osiemnastej. Miałem rzadką okazję dostać łomot od najtwardszych luchadorów Ameryki, turbo wymiatacze weterani po dwa ataki każdy. Pierwszy raz w życiu widziałem by ktoś bez mrugnięcia oka rzucił się do walki wręcz na duży oddział japońców, by po chwili go wybić do nogi. Zagwozdką są dla mnie czołgi, grając selektorem na Guadalcanal, nie bardzo mam czym te cholerstwa zdejmować. Jak widzę Shermana to panikuję. Teren nie pozwalał na bezkarne skradanie się, więc ile sił w nogach puściłem w szaleńczej szarży większy z oddziałów, licząc na to że wtłuką maszynie. Z piętnastu ludków dobiegło trzech, to trochę za mało by mierzyć się z tą cholerną, plującą ołowiem górą żelaza. Zaliczyli po drodze kilka konkretniejszych trafień tak od ognia karabinów pojazdu, jak i czających się w bambusowym lesie żołnierzy przeciwnika. Zakończyłem bitwę z samotnym kapitanem, tym na koniu, błąkającym się bez większego sensu po polu. Amerykanie przedarli się do mojej strefy rozstawienia, masakra... co za masakra...

  W drugiej bitwie, którą przyszło mi stoczyć tego dnia, nadziałem się na USMC wystawionych według selektora na Iwo Jimę. Celem gry było przechwycenie i kontrolowanie trzech znaczników, znajdujących się na środkowej linii stołu.
Tym razem miałem przewagę w broni pancernej, Chi-ha w paski dzielnie sobie poczynał i nawet kilka razy celnie przyłożył z haubicy. Pierwszy z punktów przejąłem na samym początku i dzięki względnie oszczędnemu nalotowi, udało mi się go do końca utrzymać. O środkowy toczyły się boje do samego końca, kilkukrotnie przechodził z rąk do rąk, buchały płomienie a snajperzy z obu stron dobijali rannych. W finale amerykańscy inżynierowie, podwiezieni na pace ciężarówki, przełażąc przez domek zajęli punkt, ale i oni polegli w starciu z masą zółtych kurdupli. Zdobywanie trzeciego znacznika odpuściłem na samym początku.
Grało się fajnie, z przyjemnością pojawię się na podobnych weekendowych imprezach.

wtorek, 23 grudnia 2014

USMC Inkuba

Zapaść na froncie, zaliczona nieudana impreza 13 grudnia, ale kolejna już na horyzoncie, czekam na 28 grudnia. Wojsko gotowe w pudełku, pręży plastikowe muskuły. W wolnej od lepienia pierogów chwili, warto rzucić okiem na Wojnę w Miniaturze i przegrzebać po tagu BOLT ACTION, malujących się na śmierć Yankee z USMC. Banzai!!

czwartek, 11 grudnia 2014

Podstawki pod oddziały i małe grupy

Odebrałem zamówione podstawki cięte laserem. Tym razem do projektu dodałem nowe wzory, pod małe teamy i pod oddziały. Wszystko ładnie pasuje. Oddziałowa daje się wygodnie złapać i przenosić. Grupowe fajnie się komponują. Podstawki podkleiłem kawałkiem sztywniejszej folii, ale może być zwykły karton. Ostatecznie na całość i tak zostanie położony podkład. I fatalne fotki dla potwierdzenia słów:

Przeklejka czyli trochę o ludkach

Dziś skrajne lenistwo, dokonuję jedynie przeklejenia posta z mojego innego bloga:


(...)Wieczorami, bez specjalnego zapału, coś tam dłubałem w ludkach do Bolt Action, dużo tego nie ma. Snajper z obserwatorem, dowódca z adiutantami i początek oddziału grenadierów. Z podstawowego pudełka japońskiej piechoty, bez większych problemów daje się wyciągnąć prawie 600pkt. Do obliczeń używam on-line`owego EasyArmy, fajna rzecz. Za grosze, głównie na allegro, skompletowałem (no prawie) polskie edycje Ospreyów dotyczące okresu Pacyfiku, wolny czas zszedł na pogłębianiu wiedzy w temacie.
 Oryginalne podstawki są, moim zdaniem, za cienkie więc zrobiłem sobie fajny zestaw ciętych z 2mm plexi. Okrągłe 60mm z otworami pod pieszych, pierwotnie przeznaczone dla karabinów maszynowych ale znalazły już zastosowanie. 55x25mm pod leżących, sporą garść zwykłych 25mm i wysoką na 160mm pod samolot.

  Złożenie snajpera nie było problemem. Leżący jest dostępny w zestawie, dobór rączek z bronią to też kwestia chwili. Okleiłem go greenstuffem, starając się wydłubać coś co przypomina liście i trawę. Luneta pochodzi z zestawu brytyjskiego. Głowa to któryś ashigaru z MaxMini.eu z wyciętym wnętrzem w które wpasowała się przypiłowana oryginalna plastykowa główka. Obserwator dostał lornetkę, pistolet do kabury oraz podobne "liściaste" maskowanie. Malowanie eksperymentalne, za cholerę nie mogłem trafić w kolor ale szczerze mówiąc bardzo się spieszyłem. Wyszło jak wyszło, poprawiać już tego nie będę. Fotki koszmarne, aparat głupieje do reszty i odwzorowuje barwy wg własnego widzimisie...


   Na drugi ogień poszedł dowódca z adiutantami. Obowiązkowy miecz, sztandar i trąbką. Normalnie command group jak za starych warhammerowych czasów. Będą dobrze zagrzewać do szarż banzai!

   Na koniec grenadierzy, a w zasadzie ich zalążek. Pierwsza podstawka to NCO uzbrojony w broń automatyczną i pierwszy team, druga to sami żołnierze ale za to z palmą i lornetką.

   Na deser Mitsubishi Zero, skala 1:72 kupiony gdzieś w kiosku na Dworcu Centralnym za kilkanaście pln. Model z serii padłego Amercomu, trochę szkoda bo w sumie wypuścili masę fajnych rzeczy, metalowy i całkiem nieźle pomalowany. W wolnej chwili trochę go upiększę obstukując i brudząc w odpowiednich miejscach.

link do oryginału

środa, 10 grudnia 2014

Wieści z Warlorda - Galeria japońskich pojazdów

Warlord Games co jakiś czas, chyba w środy i piątki, przysyła newsletter, warto go sobie zasubskrybować. Dziś wraz z nim pojawiła się zajawka prowadząca do Galerii Japońskich Pojazdów.

Książki czyli literatura

BoltAction to nie tylko ludki, kolejnym aspektem tego hobby są książki. Dzięki nim możemy pogłębić swoją wiedzę o jednostkach, operacjach czy zainspirować przy pisaniu scenariusza. Od mniej więcej roku zbieram z większym lub mniejszym zapałem to co zdaje mi się, zahacza o Pacyfik i poczynania Cesarskiej Armii. Większość opracowań dotyczących tego teatru wojny, siłą rzeczy skupia się na operacja morskich. Flota japońska jedną z najpotężniejszych w historii była i jest o czym poczytać. Walki na lądzie traktowane są po macoszemu ale też coś tam da się znaleźć. Oto kilka pozycji, które udało mi się zebrać w ostatnim czasie:
  • Burza nad Pacyfikiem - Zbigniew Flisowski - monumentalne dzieło w dwóch opasłych tomach, łącznie prawie 1500 stron, skupiające się na morskich zmaganiach. Chyba pierwsza pozycja w kraju dotycząca tego tematu, opatrzona dość wnikliwym wstępem traktującym o historii Kraju Kwitnącej Wiśni. Autor pisze z nerwem, nie przynudza, nie zawala zbędnymi danymi. Sporo wspomnień ze strony japońskich dowódców. Wewnątrz trochę zdjęć z epoki, kilka autora z jego wycieczki na Pacyfik. Na końcu schematy okrętów i rzuty samolotów, listy okrętów i spis amerykańskich marynarzy polskiego pochodzenia który zginęli podczas walk. Do trafienia na aukcjach lub w antykwariatach. Namierzyłem dwa wydania, moje to 1986r granatowa okładka z wytłoczonym okrętem, widziałem też wydanie z czymś kolorowym. Nie wiem czym te wydania się różnią.
  • Armia Japońska 1873-1945 - Jacek Solorz - jedni uważają ją za kanon, inny zaś twierdzą, że to zbiór i kompilacja dokonana przez kogoś kto ma liche pojęcie o temacie. Nie potrafię na razie tego ocenić. Pierwsza pozycja poza Ospreyami i polskimi wydaniami z AmerComu, która wpadła mi w ręce. Rys historyczny Cesarskiej Armii od jej początków przez wojnę z Rosją, incydent Chiński, Mandżurię aż do smutnego końca w 1945 roku. Sporo fotografii, tablice ze stanami jednostek, kolorowe ilustracje Wróbla mogą być wzorem do malowania ludków i pojazdów. Niedroga pozycją, którą chyba można ze spokojnym sumieniem polecić na początek
  • Ospreye z AmerComu - cienkie książeczki z obowiązkowo dołączonym płytą zawierającą film lub kilka, skompilowane i skompresowane informacje dotyczące konkretnej bitwy. Wyszło sporo, do kupienia po kilka złotych, w kioskach wyprzedażowych, aukcjach, supermarketach. Z interesującego nas okresu mam: Pearl Harbor, Guadalcanal, Tarawa, Saipan i Tinian, Peleliu, Wyspy Marshalla, Iwo-Jima
  • Guadalcanal 1942-1943 - Michał A. Piegzik - monografia wydana przez Bellone w serii Historyczne Bitwy. Nie wiem o niej nic, kupiłem w ciemno, przed momentem rozpakowałem przesyłkę. Kartkując pobieżnie, znalazłem w dwóch miejscach książki fotografie, raczej średniej jakości, których większość już widziałem wcześniej.
  • Holenderskie Indie Wschodnie 1941-1942 - Michał A. Piegzik - j.w.
  • Seria z Tygrysem - w tej serii pojawiło się kilkanaście pozycji w której występują Japończycy. Literatura raczej pulpowa, ale w lekki sposób przybliża tematykę, mam za sobą "Duchy dżungli" rzecz o Czinditach i kończę "Czaszki wśród bambusów" to ponura historia o jeńcach wojennych budujących w najgorszej dżungli linie kolejową. Ociera się niejako o film "Most na rzece Kwai". Pozycje, w stanie różnym z racji wieku niektóre mają ponad pięćdziesiąt lat, do trafienia po kilka pln na aukcjach.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Wyścig do Irawati - aktualizacja czyli raport ze strony brytyjskiej

W sobotnie mikołajkowe południe wraz z Kolegą Marcinem rozegraliśmy w pruszkowskim sklepie Galaktyka Gier, skromną potyczkę. Szefostwo sklepu rozważa wejście w Bolta, nasza bitwa służyć miała niejako promocji systemu. Zainteresowanie postronnych było raczej znikome ale zwalam to na karb, rozgrywanego mini-turnieju w Ogniem i Mieczem. Dostaliśmy do dyspozycji stół o wymiarach 48x48" i sporo terenu do wyboru, po szybkiej selekcji w której odpadły rzeczy za małe (Ogniem i Mieczem) oraz udziwnione (Wh40k) wybraliśmy kilka garści drzewek, rzekę wymaganą w scenariuszu, jakieś skałki i płotki, którymi sprytnie zaznaczyliśmy drogi.
Kolega Marcin, strateg z powołania i wyboru, przygotował zawczasu ciekawy scenariusz, do pobrania dla chętnych: "Wyścig do Irawati".
Warunki scenariusza nakazywały mi zapisanie, która z dróg dojazdowych będzie zaminowana. Szybko i sprawnie dokonałem tego trudnego wyboru, dodatkowo obsadzając przejazd najdzielniejszymi z dzielnych, szukających gyokusai, czającymi się w krzakach samobójcami uzbrojonymi w miny na tykach. Na krawędzi pojawiły się carriery Anglików, wóz dowodzenia śmignął przez pole minowe bez strat lecz przyczajony, jak tygrys, łowca czołgów błyskawicznie się z nim rozprawił.
Drugi samobójca cierpliwie czekał na swoją okazję lecz wypatrzony przez obsadę kolejnego pojazdu został, bez litości, zastrzelony. Czający się przy trzeciej ścieżce snajper oddał niecelny strzał i bezceremonialnie wykitował pod ogniem karabinów maszynowych wroga. Pierwsza tura i mam trzy kostki w plecy. Dalej wcale nie było lepiej. Na trzy tury moja piechota ugrzęzła gdzieś w cholernej dżungli! No dobra, wylazł jeden oddział, postrzelali na wiwat z granatnika i tyle zrobili. W końcu, poganiany przez dowódcę oddziału, dotelepał się zdyszany miotacz ognia. Chcąc się wykazać i na niewiele zważając, popędził przepędzić Angoli z brodu, którzy, gdy moja piechota opychała się herbatnikami w krzakach, zdążyli się już chyba okopać. Miotacz zamieszał spopielił kilku gości, nabił furę pin markerów ale carriera nie zepsuł, po czym godnie wyzionął ducha, rozstrzelany. Zapomniałbym o Małym Stuarcie, który w pewnym momencie przypełznął był bezpieczną dróżką i naparzał z KMów do mojego oddziału przedzierającego się przez las w stronę przeprawy. A chciałem zabrać średni moździerz. Rzutem na taśmę, no prawie, bo przedostatnią kostką jeden z oddziałów dokonał szarży Banzai! wybijając Angoli na brodzie ale zaraz na ich miejsce wskoczył innych oddział, więc poświęcenie na nic się nie zdało. Po drodze jeden z granatników przyłożył kilka pinów, ale i to nie wiele zmieniło w sytuacji. W końcu na pole walki dotarły wszystkie moje jednostki, pchali się do brodu jak prosiaki do cycka ale się nie dopchali, bo czas minął i trzeba było iść do domu.
Na koniec zwyczajowe fotograficzne impresje z bitwy, zdaje mi się że nawet chronologicznie ułożone. Fotki FATALNE ale jakoś tak wyszło, że nikt nie zabrał aparatu i trzeba było się ratować komórkami... Bitwa fajna, dynamiczna z typowymi dla BA zwrotami akcji. W sobotę 13stego kolejne starcie... i już się nakręcam.

Aktualizacja: Kolega Marcin, podesłał swój raport:
For King and Country!
Wiedziałem, że Żółci nie mają na tyle dużo sił aby obsadzić silnie wszystkie przeprawy i raczej dozorują rzekę na całej długości tworząc lokalne grupy bojowe do reagowania w wypadkach zagrożenia. Postawiłem więc na zaskoczenie: dlatego moim głównym atutem miała być szybkość. Dla uchwycenia przeprawy został wysłany pluton szybkich wojsk zmechanizowanych: lekkich ale jadowicie mocno nafaszerowany bronią maszynową. Dwie sekcje lekkiej piechoty na Bren Carrierach, jeden Recee Carrier i Stuart na wypadek spotkania z japońską bronią pancerną. Za zmechem biegła co tchu sekcja ciężka z dowódcą. Porucznik na ostatnich metrach złamał nogę i musiał być niesiony (wleczony?) do końca bitwy.
Wiedziałem, że Żółci szykują na dojściach do przeprawy jakieś pułapki, zatem zdecydowałem się zminimalizować ryzyko i rozpoznałem jedną drogę po to… by całość sił posłać zupełnie inną (typowo angielska logika). Recee Carrier wjechał na pełnym gazie na pole bitwy. Przejechał przez pole minowe, coś tam wybuchło ale bez szkód i dotarł do brodu (nie był to most, dlaczego?, mieliśmy zdobywać most?). W tym momencie los zdecydował o tym, że jeden z ukrytych w krzakach samobójców skoczył ze swoją tyczką na Carriera. Dowódca pojazdu zapomniał, że może zwiać i zapłacił za to najwyższą cenę (po jednej kości wypadło z wora). Skoro zaminowana droga została rozpoznana można było zaiwaniać resztą sił. Pojazdy jeden po drugim ruszyły pełnym gazem w stronę przeprawy. Na ich drodze stanął jednak krwiożerczy snajper, Siła 3 i zatrzymał całą kawalkadę. Poczułem się jak gen. Harroks jadący do Arnhem. Jedna droga ma swoje wady. W końcu pozbyliśmy się oddziałów dozorujących (czemu nie wystawił nic poważniejszego?) i bród był w zasięgu wzroku. Obserwator artyleryjski (ten darmowy, wiecie) zajął miejsce na wzgórzu i zamówił ogień na spodziewane miejsce koncentracji wojsk japońskich (czy on to z kimś konsultował?).
Właśnie piliśmy herbatę kiedy z krzaków zaczęły wyłaniać się hordy żółtych z wrzaskiem biegnących w kierunku brodu. Herbatka święta rzecz, więc przedmościa nie udało się utworzyć. Nastąpiła nawalanka z przeciwnych brzegów rzeki Irawati. W pewnej chwili, ni z tego ni z owego, z szuwarów wypadło dwóch dzikich z konewką na wodę, która okazała się być czymś zgoła innym. Całkiem niesportowo jeden z Carrierów został zbryzgany płomieniem, który osmalił chłopakom rude grzywki. Tego było za wiele: nie będzie Żółtek pluł nam w twarz (zwłaszcza cieczą zapalającą); chłopcy oddali dwie serie z Brena i agresor przestał się naprzykrzać (kolejna żółta kość mniej). Dzielny japoński dowódca postanowił okazać pogardę wrogom i przypuścił atak swych głównych oddziałów przez otwarte pole. Stuart Malutki miał czyste pole na krótkim zasięgu (5 pinów). Już dawno mogłem przejść rzekę ale ten idiota Obserwator zamówił ogień na bród (czeka go sąd wojenny)! Walka ogniowa trwała więc w najlepsze. W międzyczasie do zbliżyła się, nieco zziajana sekcja ciężka niosąc rannego porucznika. Świsnął japoński miecz i pięć rudych głów spadło na ziemię (jedna brytyjska kość mniej). Głupie bohaterstwo: bitwy wygrywa ten kto ma odwody, sekcja zmechanizowana wyskoczyła z Carriera i wycięła w pień oddział Japoński. Trochę pod strachem, Tommies przebiegli na drugą stronę rzeki. W każdej chwili na ich głowy mógł spaść ogień ciężkiej baterii haubic. Na szczęście darmowy obserwator po raz kolejny okazał się bezużyteczny i ogień baterii nie pojawił się. Bród był nasz!

niedziela, 7 grudnia 2014

Banzai i do przodu!!

Słowem wstępu, otwieram nowego bloga dedykowanemu jednemu tematowi jakim jest Bolt Action czyli Druga Wojna Światowa z użyciem historycznych figurek i niehistorycznych (ale za to grywalnych) zasad. Gra powstała dwa lata temu, w firmie Warlord Games jej autorami są Alessio Cavatore i Rick Priestley, generalnie poważni goście w temacie bitewniaków.
Do Bolta przekonało mnie kilka czynników, po pierwsze, prosta i klarowna mechanika, przypominająca FUBAR z jego dynamiczną aktywacją, a która po skostniałym Warhammerze 40000 jest wyjątkowo odświeżająca i lekka. Drugim są ludziki, tanie i fajne do tego łatwo dostępne choćby przez Warchimerę, sklep w którym się zaopatruję. Kolejnym i chyba najciekawszym jest tło historyczne. Przy okazji odkopałem trochę książek do przeczytania i kilka filmów. Jako że Cesarską Armią Japońską interesuję się od dawna, na płaszczyźnie Bolt Action wszystko ładnie mi się spięło.
Bolt Action bazuje na figurkach w skali 1:56 czyli 28mm, to oryginalna skala Warhammerów z ich pra-początków. Historia zatoczyła wielkie koło, zasady pisał autor Warhammera, ludki wróciły do normalnych rozmiarów, przy stołach pojawili się kumple, którzy po latach wrócili do hobby a do tego przy grze w Bolta odnalazłem ducha i ekscytację pierwszych rozgrywek w bitewniaki, ot taki powrót do korzeni... Banzai i do przodu!!!